

Zdjęcia są jakie są; wyglądam, jak wyglądam. Tyle w temacie. Jest za to lans na londyński autobus i Piccadilly Circus. Aha, musicie uwierzyć, że to jest body w granatowo- białe paski. Cóż, nie można mieć całe życie artystycznych zdjęć z rozmazanym tłem, nie? ;)
A tymczasem zostawiłam Londyn i osiadłam na angielskim wybrzeżu. Aktualnie na przemian wyleguję się na plaży, czytam opowiadania Murakami'ego (jak mogłam go odkryć dopiero teraz?), poluję na wyprzedażach, pielęgnuję hobby (polerownie sztućców), tańczę ze zmywarką, lukrowanym głosem odpowiadam na najgłupsze pytania gości restauracji, typu: "Czy macie może pizzę?" (pracuję w Pizzy Hut).
Poza tym w dalszym ciągu nie wiem, czym różni się cider od taniego wina. W każdym razie, wieczorne popijanie cidera, brzmi lepiej niż picie taniego wina.
Miłych wakacji. ;)
body- New Look
spódnica- Terranova
narzutka- Bershka
buty- ??? (kolejne z cyklu 'never ending story', noszę je 4 sezon)
PS- Tytuł posta z tej piosenki.